środa, 25 września 2013

drugi-pierwszy dzień

Joł.

Jako, że ostatni post był bardzo przygnębiający, winnam rekompensaty! I piszę bardziej z poczucia obowiązku (bo w końcu nagromadzi się tego więcej (!)), niż napływu zniewalającej weny, więc może się to niestety nieco przełożyć na jakość.

Dziś czas na opis mojego drugiego-pierwszego dnia w szkole. Okazuje się, że prawdę powiadają, i nie taki diabeł straszny, jak go malują! Dzionek minął bezproblemowo- poza tym, że na kilku lekcjach poważnie zastanawiałam się, czy nauczyciele nawijają po angielsku, czy koreańsku (chiński bym jakoś rozpoznała, a ich wywody były zbyt trudne do zidentyfikowania, a że pojęcia nie mam, jak koreański brzmi, pasuje jak ulał). Dostałam szafkę i- uwaga, uwaga- otworzyłam za pierwszym razem (w tym miejscu wszyscy wstają i zaczynają być brawo). Gdybym miała porównać szkołę w New Jersey to tej, to jakby wybierać pomiędzy pocałowaniem Brada Pitta a prosiaka. Serio. Wszyscy nauczyciele byli poinformowani o moim rychłym przybyciu, podchodzili, tłumaczyli, zwolnili mnie natychmiastowo z masy prac (nie liczę tego jako forów- w końcu szkoła już tutaj trwa ponad 3 tygodnie!). Pierwszego dnia zostałam zawołana do Guidance Office, dostałam z miejsca dane kontaktowe do dwóch pozostałych exchange i przedstawiono mnie miłej dziewczynie, której zadaniem było oprowadzenie mnie po szkole i odeskortowanie do każdej z klas- niestety, ta niebywała przyjemność ją minęła, bo na Angielskim poznałam Zacka, który wskazał mi drogę do Homeroom. Tam przysiadły się do mnie dwie dziewczyny i otrzymałam pierwsze zaproszenie do wspólnego zjedzenia lanczu, hehe. Next- gotowanie, ta klasa jest jak na razie najgorsza (hehe, brzmi znajomo)- dużo słownictwa, nuda bezgraniczna, sami rozbrykani freshmeni. Francuski- okej, classmates kazali mi mówić po polsku i cieszyli się jak Żydzi z pejsów, następnie wszyscy mieli prawo zadawać mi pytania po francusku, a ja musiałam posłusznie odpowiadać. Po frenczu musiałam znów udać się do Guidance- tym razem chcieli zadbać o to, bym nie jadła sama lunchu, więc czekał już tam na mnie uśmiechnięty Arvit. Usiadłam zatem z nim i jego mięśniakami (i w tej samej chwili obiecałam sobie, że nigdy więcej). To nie to, że mam coś do nich (mam coś do nich), ale żeby chociaż wyglądali... Podszkoliłam trochę swój ubogi na razie zasób słownictwa slangowego i wzbogaciłam język o parę przekleństw, same korzyści! Z ich rozmów zrozumiałam mniej więcej tylko "fuck" wciskane konsekwentnie co trzecie słowo. Po posiłku był czas na Rysowanie- spoko, musiałam zaprezentować umiejętności szkicując jakieś pierdoły, które podtykała mi nauczycielka. Study Hall- odrabiałam lekcje w bibliotece. Government- nauczyciel jest przesympatyczny, ale nawija jak katarynka, w dodatku słownictwo i materiał mnie przeraża. Zapytał mnie, czy mamy w Polsce sushi, ale chyba tylko dlatego, że chciał być śmieszny (nie wyszło, hehe). Algebra-dzieci pisały test, Dominika nie pisała testu.

Gdy zadzwonił ostatni dzwonek, byłam przeszczęśliwa, bo szkoła zdążyła mnie już porządnie zmęczyć! Dostałam zaproszenie do Mariany (dziewczyna z Meksyku, którą poznałam na orientation) na sleep over i wspólny wypad na mecz, ale uznałam, że nie przystoi (hehe ja i ta moja ogłada), bo to w końcu pierwszy weekend z rodzinką. Wieczorem ja, Kat i Lynn wybrałyśmy się na kolację do słynnego Steak House'u, wszamałam wielgachnego burgera i zapijałam się sodą. Było pysznie (u was też nadużywają słowa yummy?). Przyjechał host tata, ale, niestety przez cały weekend nie robił nic innego, niż granie w Tibię czy inny shit, więc tutaj trochę się zawiodłam. No, nie można wszystkiego od razu!

W sobotę był czas na bratanie się z amerykańską tradycją- OUTLET SHOPPING, fun fun fun, nie kupiłam nic (jakieś niezbędne pierdoły jak dwie pary butów i takie tam), ale znalazłam najidelaniejszą torbę ever za jedyne 180 baksów. Chyba będę mogła sobie ją ponosić tylko w sklepie, no, chyba, że ktoś z was misiaki narzeka na nadmiar gotówki, hehe. Po powrocie obejrzeliśmy Hunger Games- specjalnie dla mnie wersja z napisami (angielskimi, żeby nie było!) i do wyrka.

W niedzielę na 9 musieliśmy już być w kościele. Moja rodzina to protestanci, ale ich msza wygląda dokładnie tak samo, jak zwykła, katolicka uroczystość, tylko z lepszą muzą. Eucharystię odprawiła kobieta, a po zakończeniu wszyscy poszli zapychać się ciastkami i wymieniać plotkami. Na lancz uderzyliśmy do Maca (moja obecna rodzina w przeciwieństwie do poprzedniej uwielbia junk food), ale wzięliśmy na wynos, bo h-tata tęsknił do komputera. Przy wyjściu zaczepiły mnie jakieś panie, mówiąc, że wyglądam dokładnie jak Jennifer Lawrence (yyy, to komplement?), na co Kat i Lynn zachwycone uznały, że każdy w Stanach uważa ją za super-hot i gorgeous (yyy to komplement) i nawet Stephen miał na nią crusha. Po Macu skoczyliśmy jeszcze na szybkie zakupy do Wegemans (polecam, dziewczyny, od czasu przyjazdu do Ameryki nie widziałam tylu przystojnych chłopaków w jednym miejscu). Weekend jak weekend.

Próbuję wkręcić się w szkolny rytm, co nie jest do końca proste. W klasie Health (wczoraj miałam ją pierwszy raz, w czwartki i piątki mam Study Hall) jest masa typowych blond-blondynek z blond włosami i blond mózgami. Na wieść, że jestem z Europy dostały szczękościsków i zadawały mnóstwo błyskotliwych pytań rodem z Milionerów, moi faworyci to: czy w Polsce mówimy po angielsku (pojawił się też europejski), oraz czy Polska to miasto w Rosji. Lekcje nie są ani łatwe, ani trudne (byłyby banalne, gdybym była native), i wciąż nie mogę wyjść z podziwu dla Arvita (z Niemiec- przyp. red.), który powybierał sobie same AP, w dodatku na super-rozgarniętego nie wygląda, no i codziennie ma treningi soccera. Może Niemcy zwyczajnie mają taki wysoki poziom? Who knows, who knows. Szalona ta Angela.

Aktualnie myślę o zajęciach pozalekcyjnych, może mi coś doradzicie, guys? Zastanawiam się, czy poczekać aż zacznę lepiej kumać, czy brać się za to już teraz, zaraz. Wybieram się na yearbook, oprócz tego (prawdopodobnie) zaszczycę obecnością CZIRLIDERKI! Jakieś inne propozycje? Liczę na całe tony!

Jeśli macie jakieś pytania, piszcie w komentarzach lub na fejsbuku, obiecuję odpowiadać na bieżąco. Na koniec parę zdjęć.


YUMMY.
 Halloweenowo na całego.
1. YUMMY. / 2. Nawet czapki firmowe dostałyśmy.
Siostry bliźniaczki. Z serii: "znajdź pięć różnic"!


Nie muszę mówić, że jestem geniuszem matematycznym?


10 komentarzy:

  1. Dobrze, że wszystko zaczyna się układać. Trzymam kciuki, żeby z każdym dniem było coraz lepiej. Co do zajęć dodatkowych ja proponuję teatr, albo kółko dziennikarskie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Możesz opisać jak wygląda szkoła. Dodaj dużo zdjęć i o niczym nie zapomnij: klasy, biblioteka, stołówka, sala gimnastyczna, boisko.Brak takich informacji w postach innych wymiencow. No i napisz jakie przedmioty, sporty i zajęcia pozalekcyjne miałaś do wyboru.
    z góry dziękuję
    Maja

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja też chcę się dowiedzieć jak wygląda amerykańska szkoła. Macie podręczniki?
    proponuję żebyś zapisała się na jakiś sport, oni zawsze maja taki wybór że szkoda nie skorzystać. Ja bym wybrała tenis albo coś typowo amerykanskiego. Trzymaj sie tam i nie daj się smutkom :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Opisz swoje osiedle, miejscowość, dom, pokój....

    OdpowiedzUsuń
  5. A ja proponuję opisać bardziej szczegółowo kościół i te klimaty ....

    OdpowiedzUsuń
  6. Moda w amerykańskiej szkole ;-)

    OdpowiedzUsuń
  7. myślę, że jesteś trochę wybredna i za dużo oczekujesz...może zacznij cieszysz sie z tego, co Ciebie otacza, co Ciebie spotyka i cieszyć z tego, ze mialas ta okazję wyjechać!!!!

    OdpowiedzUsuń
  8. Mam pomysł na kolejnego posta: jedzenie, fast foody, restauracje i wszystko co się z tym wiąże

    OdpowiedzUsuń
  9. Czytam Twój blog od pierwszego wpisu i tak Ci zazdroszczę! :) Też jestem z Łodzi i marzę o nauce w amerykańskiej szkole, ale wg moich rodziców to chyba za drogie, i nie puściliby mnie, pewnie też dlatego, że nie rozumieją mojej miłości do USA, więc wątpię, by moje marzenie się spełniło. Ale może jakoś ich namówię kiedyś...
    Powiedz mi, jak wrócisz do Polski to będziesz dalej kontynuować naukę pomijając ten rok gdy jesteś w US, czy to czego nie zrobiłaś w Polsce musisz zrobić i skończysz szkołę rok później niż Twój rocznik?
    Aśka

    OdpowiedzUsuń
  10. Może coś o centrach handlowych i ogólnie o shoppingu

    OdpowiedzUsuń