sobota, 14 września 2013

hey hey Pennsylvania


Cześć, milusińscy.

Wczorajszy wieczór spędziłam z komórką w dłoni, paczką czekoladowych ciastek w drugiej, komputerem na kolanach i Depeche Mode w głośnikach w całkiem przytulnym byłym pokoju córki mojej koordynatorki, gdzieś na przedmieściach Filadelfii.. Dzisiejszy dzień wygląda całkiem podobnie, z tą różnicą, że zamiast ciach wcinam masło orzechowe i borówki, oraz że z sypialni zostałam przegnana do salonu, bowiem tylko tu wolno używać mi komputera i komórki. Część z was jest pewnie w ciężkim szoku, więc szybciutko śpieszę się z wyjaśnieniami. Zmieniłam rodzinę. Znaczy.. jeszcze nie, ale jestem w trakcie tego karkołomnego procesu, dlatego mieszkam u Diane, co niewątpliwie nie należy do największych przyjemności. Nie chcę się nad tym zbędnie rozdrabniać, więc od razu przejdę do następnego punktu, mianowicie zaprezentuję moją szkołę. Jest jednym z najlepszych liceów w całych Stanach (numer czterdzieści), typowo europejska i wielkomiejska. Jakieś 70%  to murzyni, którzy dzielą się na dwie kategorie: miłe, pulchne mamcie z dużymi cyckami i wielkim sercem i chłopcy-misie o potężnej posturze i przyzwoitym poczuciu humoru, oraz odpicowane lalunie z pięciocentymetrowymi tipsami i jeszcze dłuższymi rzęsami, dumnie paradujące odziane w podróbki Prady, i szaleni raperzy, których chamstwo przewyższa dziesięciokrotnie ich IQ. Bardzo generalizuję, ale o to tu chodzi, nie? Nauczyciele cisną z kuciem wyjątkowo natarczywie, jak na amerykańskie realia. W Maplewood ludzie są zapracowani, każdy (dosłownie KAŻDY) z nich pracuje w NYC, a więc gonią bezustannie za nowojorskimi ideałami. Rejon jest dość specyficzny, co jest i dobre, i niedobre. Mieszanka wybuchowa. Możesz doświadczyć pełnego przepychu, światowego, pięknego, acz brutalnego życia, nie zwyczajno-radosnej Ameryki. 


WELCOME!

OKAY,  A WIĘC LEKCJE!  Miałam już tę sposobność, by zmieniać swój schedule, a więc mam całkiem przyzwoite rozeznanie w tym co warto, a czego nie (rany, ja w tych Stanach doświadczę chyba wszystkiego, nie wiem czy beczeć, czy się radować).


US HISTORY 1 - HN - Na pierwszej lekcji nauczyciel bawił się z nami w głupawe kalambury, próbując udowodnić, jak błędnie interpretowana bywa komunikacja niewerbalna. Werbalna w jego wydaniu również nie była najlepsza, toteż przypadkowo złapałam z 3 krótkie drzemki w trakcie lekcji organizacyjnej. Podtrptałam do sekretariatu, coby zmienić tę nieszczęsną klasę (albo chociaż nauczyciela), więc już na drugi dzień historię (która niestety okazała się obowiązkowa, lucky me) miałam z przemiłą panienką, która kazała nam robić różne dziwaczne rzeczy, jak chodzenie po klasie i zbieranie poukrywanych w niej dowodów rzeczowych, a potem skrupulatne opisywanie ich. Było całkiem luźno, w dodatku poznałam bardzo sympatyczną dziewczynę- Katie, która odwaliła całą robotę za mnie, bo, szczerze mówiąc, średnio ogarniałam, co się dzieje.

PRE-CALCULUS III - Nauczyciel zdecydowanie w polskim stylu. Groźny, surowy, ma skrzeczący głos i świdrujące, maleńkie oczy, ukryte za grubymi szkłami kujonek. Machnęliśmy parę zadanek, a potem odśpiewał nam „Ty Druha we mnie masz” z Toy Story i zaproponował, żebyśmy mu powiedzieli, kiedy będziemy obchodzić urodziny, a podaruje nam talerze deserowe ze swoją podobizną. Fuuuun, nie mogę się doczekać kwietnia!

Taak, nasze zadania.

FRENCH 4-HN - Babka jest przemiła i gdyby pominąć fakt, że totalnie nie rozumiem jej francuskiego (ma jakiś okropnie-beznadziejny akcent, a że lekcje prowadzi po francusku, siedzę z wlepionymi w nią oczami i próbuję czytać z ruchu warg) byłoby superosom. Na klasę składają się praktycznie sami czarni ludzie z francuskich kolonii, więc napierdzielają między sobą płynną francuszczyzną. Pierwszego dnia nie zdawałam sobie z tego sprawy i próbowałam ogarnąć o czym do cholery mówi jeden z nich, który w dodatku miał straszną wadę wymowy, i zastanawiałam się, co to w ogóle za angielski, skoro nie mogę wyłapać ani jednego słówka. Nieważne. Siedzę z Tarą, która jest trochę szalona i ekscentryczna, ma burzę złotych loków i trzy piegi na nosie, niemieckie nazwisko i zdolności językowe. Jest cool.

LUNCH - Nic ciekawego, dwa lunche spędziłam w gabinecie guidance counselora, jeden w Dunkin' Donuts.

DRAMA- HN - Nauczycielka jest wspaniała, piękna i posiada nieziemski talent aktorski, w dodatku całkowicie oddana jest swojej pasji, jaką jest właśnie teatr i dramat. Fakt faktem, że oczekuje od uczniów całkiem sporo, ale te wymogi są całkowicie uzasadnione i poparte. Do tej pory na lekcji dobrała nas w pary i mieliśmy przygotować scenki, prezentując komunikację werbalną i niewerbalną (co oni  wszyscy do cholery z tym mają?). Pomysły były różne, od podrywu w kinie, po dręczenie kujonów, czy żebranie bezdomnych. 

PROJECT ADVENTURE - Ta lekcja polega na huśtaniu się na lianach niczym Tarzan i graniu nieczysto. Serio. Nasza „sala prób” przypomina park linowy, tylko nieco bardziej złożony. Trener cały czas wrzeszczy, jest dużo biegania, stresu i przepychanek. W dodatku są tu… sami freshmeni.

DESIGN - Kolejna wspaniała pani, której rodzice są Polakami (to ci niespodzianka)! Nie zdążyliśmy zrobić nic ciekawego, bo byłam aż na dwóch lekcjach. Naszkicowaliśmy po cztery uproszczone projekty… czegokolwiek i zabuczał  dzwonek.

DRAWING - Belfer ma chyba z 2,5 metra- to pierwsze rzuciło mi się w oczy. Rysowaliśmy portret Pablo Picassa do góry nogami, coby podrasować naszą wyobraźnię i wyczucie typowe dla artysty.
DANCE - Dwie panie trenerki prawdopodobnie z kolonii francuskich są super-miłe i bardzo cieszą się z racji posiadania wymieńca w grupie. Szczerze mówiąc, wybrałam tę klasę, bo nie było już nic ciekawszego, ale to właśnie tutaj poznałam superanckich ludzi. Zakumplowałam się z Angelique, z którą umówiłam się na wypad do NYC (chyba tego nici!).

PHOTO 1- Przygotowaliśmy jakąś głupawą ankietkę, która zawierała pytania “zdefiniuj swoje pojęcie życia”, “opisz swoją drogę mentalnego oświecenia”, czy “wyjaśnij, co najbardziej cię inspiruje”, oraz wszelkie “największe porażki”, “największe osiągnięcia”, największa nuda. Siedziałam z Ariel, Zoe, Gabrielle Georgią, które były całkiem miłe, ale myślę, że nasza znajomość zaczyna się i kończy na dzieleniu ławki podczas lekcji Fotografii.

CREATIVE WRITING- HN - Cudowna klasa, cudowny nauczyciel. Wredny cynik o wielkim umyśle, i to nic, że nie łapię jego dowcipów o brown nose. Cudowna lekcja i jednocześnie niesamowicie trudna. Te dzieciaki były świetne. Już pierwszego dnia, dostaliśmy za zadanie napisanie wstępu do mistycznej, prowokującej noweli, wymyślając także jej niezwykle chwytliwy i przykuwający wzrok tytuł. Oni, muszę to przyznać z ciężarem na sercu, piszą po angielsku tak wybornie, jak ja po polsku (no dobra… nie aż tak). 

ALGEBRA 2 - Nuda, nuda, nuda. Zasnęłam, więc nie mam co napisać.

That's it. Nie pytajcie, proszę, o powody natychmiastowej ucieczki od rodziny, gdyż jak wiadomo, mówienie o tym na forum publicznym zdecydowanie nie przejdzie. Nie będę rozdrabniać się na temat moich relacji z rodziną, czy Aną, bo ci co powinni wiedzieć- wiedzą. Zawsze możecie do mnie napisać, a wtedy (może) podzielę się szerszym info.  Przy pożegnaniu moja była siostra (jak to śmiesznie brzmi, hehe) prawiała wrażenie- o dziwo!- nawet trochę podłamanej. No cóż- nici z naszego wspólnego celebrowania urodzin!

Dodatkowo, z tego miejsca chcę wyjątkowo podziękować Lizz i Katji, za mrożony jogurt, poświęcone mi godziny, cholernie duże wsparcie i udostępnianie mi rękawów. D-Z-I-Ę-K-U-J-Ę. Będę tęsknić.

Niedługo zaczną zjeżdżać się dzieciaki na orientation, więc mam nadzieję, że nie będę mieć zbyt dużo czasu na dalsze zamartwianie się i użalanie nad sobą! W każdym razie, mam nadzieję szybko znaleźć nową familię i byłoby klawo, gdyby ktoś z was dał radę mi pomóc, guys. Cel jest taki, by zostać w okręgu stanów New York/ New Jersey/ Pennsylvania/ Maryland itd., aczkolwiek myślę, że w obecnej sytuacji fundacja zaakceptuje jakikolwiek placement. Ktokolwiek widział, ktolowiek wie, proszony jest o jak najszybszy kontakt ze mną na fejsbuku! Postaram się być przyjemnym rozmówcą! 

Na zakończenie, myk, który odgapiłam od Klaudii!


Do przeczytania, cheers!

8 komentarzy:

  1. Trzymam mocno kciuki zeby udalo sie szybko znalezc dla ciebie nowa rodzine! Nie wiem co prawda co sie stalo ale jestes w Stanach po to zeby spedzic najlepszy rok zycia wiec zamartwianie sie nie wchodzi w gre ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie wszysto złoto co się świeci....szybko Twoja radość zniknęła. To już jakaś szkoła życia. Coś czułam, że ta Ana nie dla Ciebie, chodzi o wspólne zainteresowania, kto Ciebie zna ten wieco mam na myśli...totalnie inna od Ciebie no i radość z mieszkania z gejami, chyba oczarowanie zamieniło się z rozczarowanie. Rodzina gejowska to zdecydowanie zły pomysł.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja myślę, ze to nie chodzi o odmienną orientację, problem leżał gdzie indziej, prawda?
    mocno trzymam za Ciebie kciuki, żebyś znalazla fajną rodzinę i zebys spedzila wspanialy rok w amerykańskim liceum.
    Głowa go góry, będzie dobrze!;;;;;

    OdpowiedzUsuń
  4. Uwielbiam Twoje posty i twoje opisywanie świata. Jesteś dobrym obserwatorem i potrafisz fajnie wszystko opisać. Pamietaj, ze zawsze wszystko dzieje sie z jakiejś przyczyny i dla jakiegoś powodu. Musiało byc gorzej, żeby teraz było lepiej!!!!!! Trzymam kciuki za nowa rodzinę. Jak będziesz coś wiedziała, to szybko pisz bo będę bardzo ciekawa co u Ciebie

    OdpowiedzUsuń
  5. Przykro mi, że musiałaś zmienić rodzinę. Ale jak to mówią "przez cierpienie do gwiazd" życzę ci super rodziny!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  6. Cześć. :P
    Mam pytanie. Przed wyjazdem do Stanów przygotowywałaś jakoś specjalnie swój angielski (kursy, lekcje dodatkowe itp.)? Jak oceniasz poziom angielskiego przed wyjazdem, a jak teraz (jak najbardziej szczegółowo, jeśli możesz :P)? I jakbyś mogła dwa zdanka o początkach w szkole. :P
    Przygotowuję się do wymiany za rok, stąd tyle pytań!
    Pozdrawiam i życzę powodzenia

    OdpowiedzUsuń
  7. Sorry że się wtrącam ale z jaką organizacją chcesz jechać?

    OdpowiedzUsuń
  8. Co u Ciebie nowego? Czekamy na nowy post!

    OdpowiedzUsuń