środa, 30 października 2013

sinusoinda zagęszczona

Cześć, siema, elo.

Powoli (pooooooooooowoli) wracam do świata żywych. 

Króciutko i nudniutko streszczę, co działo się u mnie przez ubiegłe dwa tygodnie. 

10/18 zaproponowałam Julce sleep over, jako, że po raz kolejny moja host rodzina nie miała żadnych planów. Było całkiem sympatycznie, pogadałyśmy, standardowo obejrzałyśmy film, a żeby było jeszcze piękniej poobżerałyśmy się cukrem. Julcia należy do tego feralnego typu ludzi, przy których trzeba bardzo starannie zabiegać o ciągłość jakiejkolwiek konwersacji. Jak na dobrego gospodarza przystało, pozwoliłam jej nawet wybrać film (komedia romantyczna, a jakże!), toteż po jakichś maksymalnie 40 minutach przytuliłam się do Morfeusza, świadomość zaś odzyskałam przy napisach końcowych, a to pech. Patrzę, rozglądam się, wołam- Julii nie ma. Wkładając pistolet za pasek i kowbojki, wyruszyłam w niebezpieczną wycieczkę po domu, niczym po bezkresnych sawannach Teksasu, uzbrojona w latarkę i zaciętość wymalowaną na facjacie. Pokonałam parę lwów, skopałam tyłki tygrysom i pohuśtałam się na lianach z rodziną Tarzana, ale zguby nie odnalazłam. Z gorzkim smakiem porażki w ustach, wskoczyłam do mojego zgniłozielonego jeepa i ruszyłam w drogę powrotną. Już w moim azylu ujrzałam jakiś niezidentyfikowany, ciemny, rozmemłany kształt tuż koło posłania. Tak, Julka pochrapująca w najlepsze, rozwalona jak bokserski nos. Natychmiast obudziłam ją, szarpiąc desperacko za nogę, królewna natomiast przewróciła się tylko na drugi bok, mamrocząc niewyraźnie „leave me alone”, toteż uznałam, że może w Norwegii najzwyczajniej w świecie takie anomalie na porządku dziennym, co kraj to obyczaj, nie? Wzruszając ramionami, postanowiłam znów odwiedzić Morfka. Rano oczywiście spytałam moją kompankę z rozbawieniem, czemu romansowała z moim dywanem, a ta odparła, że nie ma zielonego pojęcia. Mam trzy teorie: lunatyk, wyjątkowo żałosna pamięć, sturlała się z łóżka, zachowując przy tym kamienny sen (?). Co obstawiacie? Może macie własną tezę? Zapraszam serdecznie do dyskusji pod tytułem "Nocne przygody Julii" (brzmi trochę jak nazwa filmu porno : |). Nazajutrz przesiedziała u mnie do 15, CAŁY czas na telefonie. Trochę (bardzo) mnie to irytowało, ale nie miałam serca rzucić od niechcenia „lepiej już idź”, więc elegancko zajęłam się rozmawianiem na Skype, a- ku mojej uciesze- princess dobrze odczytała sugestię. Było okej, ale co za dużo, to niezdrowo. W ogóle dowiedziałam się, że mieszkała przez rok w Ameryce, woah.

W niedzielę wybrałam się z host rodziną Julii do katolickiego kościoła, potem skoczyliśmy na śniadanie do jednego z barów. Totalnie wspaniali ludzie, żałuję, że to nie oni są moją host rodziną. D: Julce chyba nie do końca uśmiechał się fakt, że dogadałam się z nimi aż tak dobrze. Odstawili mnie do domu, a około 14 przyjechała po mnie Amanda, moja koleżanka z angielskiego. Pojechaliśmy na wycieczkę do Nju Dżerzi, do jej rodziny. Było świetnie, jeden ze zdecydowanie lepszych dni w US. Jej wujek był przekozacki i trochę nieudolnie próbował cisnąć ze mnie bekę, na przykład opowiadał mi coś o wyścigach konnych i nagle wyskakuje „do you know what horse is? Let me explain you." Ja z uśmiechem ćwierćgłówka  udawałam, że nie znam odpowiedzi na żadne z jego pytań, skręcając się ze śmiechu podczas słuchania pseudonaukowych definicji. Zjedliśmy pyszny obiad i miętowe lody, potem przyjechali po nas dziadkowie Amandy i skoczyliśmy dodatkowo na mrożony jogurt. Po powrocie posiedzieliśmy trochę z jej kuzynem (też niezły agent, swoją drogą; kolejne potwierdzenie przysłowia, iż niedaleko pada jabłko od jabłoni, hehe). W drogę powrotną zapakowaliśmy się koło 20. Och, no i przejeżdżaliśmy też przez Filadelfię, która nocą jest przepiękna. 

W poniedziałek, w szkole Julii coś totalnie odwaliło. Zapytana o co do cholery chodzi we wtorek, uznała, że ona tu szuka „full american experiences”, więc może powinnam zmienić stolik na lanczu. Zielonego pojęcia nie mam, co nagle ją ugryzło, ale wkurzona wymamrotałam tylko „skjdkss fak ju” i kroki skierowałam ku swojej klasie. Nie powiem- skutecznie zepsuło mi to humor na najbliższe dwie lekcje, więc zamiast w nich uczestniczyć, podreptałam do biura School Assistant coby trochę poprawić go sobie lekką, przyjemną rozmową.  Na ostatniej lekcji miałam już wyborny, toteż byłam tak miła dla Julii, jak nigdy wcześniej, w tym samym czasie mając na nią cudownie wywalone. W sumie wszystko zdążyło już wrócić do względnej normy, aczkolwiek nasza relacja trochę się ochłodziła. c:

Reszta tygodnia minęła nudno- w czwartek przyjechała moja koordynatorka, coby pomóc w zażegnaniu jakichś drobnych sporów. Powiedzmy, że moja host siostra nie jest łatwą osobą do wspólnego życia, ja również mam swoje za uszami, więc dogadanie się przychodzi nam zazwyczaj dość trudno, a że ona ma tutaj niejako przewagę, straszliwie mnie frustruje. Dodatkowo, naprawdę lubię moich hostów, aczkolwiek nie mam z nimi głębokiej relacji, bo oni zwyczajnie są takim typem ludzi „whatever, na wszystko wywalone, żarciki, seriale i żarcie”, także nie czuję się bynajmniej jak członek rodziny, a raczej jak pomiędzy grupą znajomych. + Oczywiście po rozmowie z Diane atmosfera stała się tylko bardziej niezręczna.

W sobotę pojechaliśmy na pyszny obiad na śniadanie, a zaraz potem na Pumpkin Patch, coby wybrać najlepsze okazy do udekorowania domu. Reszta dnia minęła na odkopywaniu dekoracji i wycinaniu rozmaitych gęb w dyniach. Nie chwaląc się, moja była zdecydowanie najładniejsza, więc mianowałam ją Pumpkin Miss 2013. Skoczyliśmy też po kostium dla Kat (sexy red hood, hehehe, chyba ma jakiś fetysz z czerwonymi ubraniami...) do bodaj największego halloweenowego sklepu w zasięgu parudziesięciu mil.


W niedzielę był czas na nawiedzony dom, jeden ze słynniejszych i najbardziej nawiedzonych (XD) w okolicy. Ponoć twórcy Briarcliff (AHS) inspirowali się. Gwoli ścisłości, choć mówią "haunted house", to nie dom, a szpital- z początku XX wieku, dla chorych umysłowo. Straszne rzeczy się tam działy- mawiają. Wielu ludzi zginęło, bądź słuch o nich zaginął- mawiają. O ile sztuczne „haunted houses” nie robią na mnie najmniejszego wrażenia, o tyle bardzo wierzę w występowanie nieprzerwanego ciągu istnienia bytów astralnych, które porządnie wkurzone, mogą się upierdliwie przykleić do człowieka i skutecznie urozmaicać mu życie. I nie wiem, czy to moja wybujała wyobraźnia, czy też wyżej rozwinięta percepcja, dała mi tam doświadczyć obecności różnorakich udręczonych stworzeń. Mimo, że... zrobili z tego miejsca po trosze parodię. Pierwsza część odkrywania budynku to przechadzka korytarzami szpitala- odpadający tynk, rozwalone szpitalne łóżka i skomplikowane aparatury, no i masa napisów w stylu "murder", trzy szóstki, czy satanistyczne obrazki namalowane czerwoną farbą. Przypuszczam, że nie pozwalali pacjentom taplać się w chemikaliach, więc malunki powstały tylko na potrzebę przygotowania atrakcji turystycznej, duh

Part two, to spacer przez coś na wzór tunelu, gdzie czają się żywi aktorzy, poprzedzone krótką ekspozycją (fotografie, stroje, listy pacjentów). Byliście w Madame Tussauds w Londynie? Coś podobnego; większa i trochę bardziej wypasiona wersja. Wielu śmiałków nieomal zeszło na zawał, a mnie niektóre sceny, które się tam rozgrywały, wydały się przekomiczne. Pewnie zachodzicie w głowę kogo tam spotkałam? Kobietę, jedzącą własne fekalia w zatęchłym pomieszczeniu, gdzie unosił się słony zapach krwi i odór gówna. Demonicznego lekarz przyjmującego poród, a zaraz potem zajadający się z apetytem martwym płodem.    Gościa, umazanego krwią, który podtykał ludziom pod nos coś przypominające mięso. Dotknął mnie tym w policzek. Było mokre i cuchnące. Człowiek- żaba szarpiący za kostki (jedyny moment, kiedy mocniej zabiło mi serce, to kiedy pociągnął z konkretnym impetem moją nogawkę), Lecter zamknięty za kratami, sto pięćdziesiąt Samar. Koleś na krześle elektrycznym, ukryty jakby za weneckim lustrem- wyglądał jak autentyczna zjawa, czy hologram, póki nie zaczął się miotać jakby w napadzie konwulsji. Choć strzelam, że była to prezentacja działania maszynerii. : | What else. O, babka z mózgiem na wierzchu, tocząca pianę z pyska i doktorek trzaskający prawdopodobnie nieudolną lobotomię. Jedyne, co nie do końca mi odpowiadało, to ich dotyk na każdym kroku i brak prawa do odpłacenia się pięknym za nadobne.

1. Niestety próby obfotografowania Pennhurst zakończyły się fiaskiem, było naprawdę ciemno jak w tyłku, efekt jasnego nieba to zasługa flesza. \ 2. Moja córcia.
Zdjęcie z gugli.
Jutro Halloween + pierwsze spotkanie w sprawie koszykówki. Wybieram się gdzieśtam z moją koleżanką Emily i jej przyjaciółmi, których jeszcze nie miałam przyjemności poznać (albo oni nie mieli przyjemności mnie poznać, hehe). Kostium oczywiście kupuję na ostatnią chwilę, tj. zaraz powinniśmy się po niego wybrać, ewentualnie jutro, heh. W sprawie kosza- nie będę członkiem drużyny, a managerem, co dla kogoś o tak wątpliwym talencie sportowym, jest zdecydowanie lepszą opcją.

1., 2. & 3. Część dekoracji w mojej szkole, które są naprawdę superosom. / 4. To gówienko wywołało super dużo emocji na moim ostatnim francuskim, więc uznałam, że być może to przedmiot kolekcjonerski o dużej wartości, i trzeba strzelić fotę, zanim ktoś zużyje całość na jedno mycie zębów.
Zapraszam was także na mojego aska, na którego będę zaglądać regularnie: [LINK]

Tyle na dziś. Do przeczytania, cheers.

5 komentarzy:

  1. Hahahahah kocham sarkazm z ktorym piszesz, sama swojego czasu nawet go uzywalam w notkach ale juz mi sie nie chce. Buziaki I j*bac julie

    OdpowiedzUsuń
  2. Cieszę się, że wróciłaś. I to w jakim stylu!!!!!! Pisz częściej, bo świetnie czyta się Twoje posty.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja bym nie poszła do takiego domu strachów. Chyba padłabym na zawał. Tobie gratuluje odwagi i mimo wszystko zazdroszczę, że możesz tam być i doświadczyć prawdziwego Halloween - ja o nim marzyłam od dziecka (tak jakbym już była dorosła hihihi)

    OdpowiedzUsuń
  4. Napisz jak Amerykanie celebrują Halloween.Jak ubrane są domy, co najdziwniejszego można kupić w sklepach. Jak się bawią, jak ten dzień wyglądał w szkole i w ogóle wszystko.....PROSZE

    OdpowiedzUsuń
  5. Kiedy coś nowego???????

    OdpowiedzUsuń