piątek, 8 listopada 2013

randka z Draculą, żarłaczem białym i Woodwardami

 Strzałeczka.

W zeszły czwartek (10/31) ze szkoły wyparowałam jak w skowronkach, przeskakując radośnie z nogi na nogę, bowiem moje bolące gardło stało się nagle mniej bolące (dobra, powiedzmy, że musiałam wyciągnąć na wierzch z rękawa moralnego płaszcza zdolności aktorskie), a tuż po szkole (kosz odwołany, o nie!) zadaniem Lynn było wieźć mnie do pięknego, wypchanego po brzegi wszelakiej maści przebraniami sklepiku za trzema rogami. Ledwo wypadłam z kanarkowego autobusu, wparowałam pośpiesznie do pamiętnego Volkswagena- szast, prast i już nas nie było. Jednak moja host mamuśka nie zawiozła mnie to wspomnianego raju dla halloweenoholików, ooo nie, wóz skierowała ku GIANT, spróbujcie poczuć moje oburzenie! To uboższa wersja Walmartu, jeśli ktoś przeszukuje właśnie google. Wisiało tam na połamanych wieszakach może dziesięć średnio-ładnych (paskudnych) kostiumów, ale za to zniżkę 75% dowalili, woah, hojne mordeczki. Moje farciarstwo zmaterializowało się, obierając kształt stroju, który został bodaj spłodzony w najskrytszych zakamarkach mojego umysłu. Zapłaciłam tylko $25 za możność przemienienia się w Szalonego Kapelusznika na ten niezapomniany wieczór! O 17 otrzymałam już drugą tego dnia podwózkę (szaleństwo w wydaniu Crossów) do Emily, tam wskoczyłam w moje nowe łaszki, a w tym czasie dołączyli do nas uśmiechnięci od ucha do ucha Ashley, Erika i Andrew. Zapakowaliśmy tyłki do auta Em i modląc się w duchu, by dotrzeć w jednym kawałku, ruszyliśmy w długą i wyczerpującą podróż do Amber. Czując się jak gwiazda filmu o zbuntowanynych, zepsutych, amerykańskich nastolatkach, tylko czekałam na kraksę w ciemnym lesie. I prawie się doczekałam! Porządnie zbłądziliśmy do drodze, w dodatku w borze rodem z Harrego Pottera (desperacko tropiłam jednorożce i centaury : |). Dotarliśmy jednak jakoś (w jednym kawałku, rzecz jasna jak noc świętojańska) i wtedy już totalnie, maksymalnie poczułam klimat tego święta. Rozmaite królewny i królowie, potwory i strzygi, psy i koty, musztardy i keczupy, Jockerzy i Batmani, Jake, Finn, Chojrak, królewna Śnieżka i dumny Szalony Kapelusznik z gracją paradowali z torebeczkami w kształcie dyniowej głowy (dobra, tylko ja miałam taką bajerancką, większość użyła zwykłych foliówek, a efekt cieplarniany rośnie : |). W obawie przed oderwaniem się uszek mojej pomarańczowej pannicy, zasugerowałam powrót po dwukrotnym obkrążeniu sąsiedztwa i zebraniu 123 komplementów dotyczących mojego kostiumu (zwykle nie obnoszę się takowymi pierdami na blogu, ale mój strój był AWESOME). Chwilę posiedzieliśmy na tarasie, dokonując tranzakcji życia (czyt. wymieniając cuksy), pogadaliśmy o wszystkim i niczym, wypiliśmy to i tamto (wodę i sok) i w drogę powrotną. Stopowaliśmy dwa razy, u Molly i babci Em, zgarniając dodatkowy zapas cukru do kolekcji. Rzecz jasna miasteczka tego dnia wyglądały czarująco (było ciemno, więc zdjęcia się nie udały)- na trupy, mumie i nagrobki natknąć się można było na każdym kroku, a duża część ludzi rozdających candy też była odpierdzielona jak na odpust. Generalnie sporo co leniwszych zostawiło zwyczajnie słodycze przed domem z karteczkami "wziąć jedno" (heheheh chyba 1+5). Do domku wróciłam około 22, niemal natychmiast składając wizytę komu? Tak, Morfesiowi.

Generalnie nie zauważyłam tego myku na żadnym blogu, więc przygotowałam dla was mix pt. "co amerykańce żrą w helołina", czyli zdjęcia+ krótki opisik najbardziej popularnych słodyczy. ENJOY.
1. Tootsie Roll- mordoklejka o smaku toffi; Milky Way- wiadomo, tylko papierek ma bardziej dizajnerski; Butterfinger- jeden z bardziej popularnych batoników, smakuje strasznie dziwnie- generalnie zawiera masło orzechowe i kruchy wafelek. 2. Reese's- to cacko nosi miano "best american candy", masełko orzechowe w czekoladzie, krótko rzecz ujmując; Starburst- guma rozpuszczalna o smaku owocowym; dwa pozostałe to zwykłe cuksy, jeden do ssania, drugi gryzienia. 3. Kit Kat- to Kit Kat; Reese's- patrz numer dwa, różnica- w formie okrągłych "kubeczków"; Milk Duds- skleja facjatę, czekoladowo-toffi, klejące cukierasy. 4. Crunch- mój faworyt, chrupiący batonik, smakuje trochę jak milka z ryżem; Almond Joy- takie amerykańskie bounty z orzeszkiem na grzbiecie w bonusie; Nestle coś tam- dużo tego dostałam, a to zwykła mleczna czekoladka; Whoppers- wafelek w czekoladzie w formie kuleczek.
Dostaliśmy kupę czipsów, niestety ja od każdego podostawałam tylko te, hehhe, aczkolwiek to jedne z moich favs- przypominają do złudzenia naczosy. A, to są naczosy.

W weekend pojechaliśmy do filadelfijskiego akwarium, słynącego z sporej ilości krwiożerczych rekinów (w tym także opcja potaplania się w wodzie z bestyjkami), a także koników morskich, żółwi, nemo i tony innych morskich i oceanicznych żyjątek. Alex zabawił się w fotografa, więc zaoferuję wam dziś całkiem zgrabną galerię. W drodze powrotnej pokazali mi dokładnie Filadelfię (z auta, ale zawsze : |) no i wszamaliśmy oczywiście Philly cheesesteak (generalnie fanką nie jestem, ale da się zjeść- bagietka z posiekaną wołowiną i serem).
Widok na miasto.
1. Ten statek należy do NJ, a pochodzi z okresu II WŚ. / 2. A to ja, na co drugim zdjęciu wykonanym przez Alcia. / 3. Uśmiech do aparatu. c:
2. & 4. Tych cudów można było podotykać. Było... ślisko.

Poniedziałek & wtorek miałam wolny, więc wtedy załatwiliśmy przeprowadzkę. TAK, mam trzecią rodzinę. I niektórzy z was uważają mnie pewnie za mentalną, polską Elkę II, ale za to umiejętności walki o swoje mi nie odmówicie! We wtorek o 19 przeszłam przez próg z walizeczką pod pachą, dziś jest czwartek, a ja już ich kocham.

Moja host mama pracuje w szkole z trudną młodzieżą, jest równą babką i załapałyśmy super kontakt, chociaż czasem kompletnie ma dość mojej nadmiernej gadatliwości (heheh, brzmi znajomo, mami?). Host tata jest cholernie inteligentny, prawnik z zawodu i powołania, obsypuje mnie każdego dnia nową porcją pytań o rząd, kulturę i geografię. Mam też host brata, który jest juniorem w OJR, pulchny misio o wielkim serduchu, jest przemiły i z tego co udało mi się zauważyć- bardzo lubiany. Pomaga mi ze wszystkim z szerokim uśmiechem i to nawet niepytany. D: Załatwił mi nawet rolę w musicalu + dzięki niemu zna mnie wyśmienicie już cała drużyna kosza. Do tego- nawija ze mną jak z RÓWNYM SOBIE. Dwójka pozostałych rodzynków pewnie właśnie w tej chwili wkuwa na pamięć skomplikowane formułki podręcznikowe na kampusie w Nowym Jorku/ Ohio, a ich dźwięczne imiona to Alexandra i Scott (od razu przypomina mi się Cyclops : |). Od teraz jem lancz z MUZYKAMI (<3) w ich elitarnej sali, bo Matt należy tegoż zacnego grona. Żeby nie było za cukierkowo- pierwszego dnia zapomniał zgarnąć mnie w drodze na autobus, a że nie znałam numeru, latałam niczym co najmniej szalona Lisa Rowe i wstrzymali dla mnie cały ruch, próbując umożliwić odnalezienie braciszka. Na jego szczęście, znalazłam się, a jazda autobusem była po raz pierwszy przyjemna! No cóż, w tak miłym towarzystwie grupy jego uroczych przyjaciół nie mogłoby być inaczej. C:

+ Cytując Billa: dzisiaj moimi przyjaciołami zostali: Lisa, która dwa lata temu przeprowadziła się tu z Niemiec i jej rok-młodsza-bliźniaczka (D: są identyczne) Natalie + Hung, którego przywiało z samego Wietnamu przed trzema laty. Co dzień coś się dzieje, co dzień coś się zmienia, co dzień stawiam trzy kroki wprzód.

Spotkanie koszykarskie jest jednak jutro & przesłuchania do musicalu 11/17 (choć dla mnie to tylko formalność, hehe). Nie mogę się doczekać.

Jako bonus, staroć z wykrawania dyni (sprzed tygodnia, hehe) w końcu TBT.

TO TYLE.

Do przeczytania, cheers.

6 komentarzy:

  1. Widzę, że wreszcie zaczyna się coś dziać. Zazdroszczę, że przeżyłaś taki wspaniały Halloween, strój boski i te słodycze aż ślinka cieknie......
    Zawsze marzył mi się zwiedzenie takiego akwarium, szkoda że tak mało o nim napisałaś, ale zdjęcia super!
    No i powodzenia w nowej rodzinie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dlaczego znowu zmieniłaś rodzinę? Zgadzam się z poprzedniczką mogłabyś napisać coś więcej o tym akwarium, załączyć jakiś plan, opisać trochę co i jak.... No i powodzenia!!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Uwielbiam Twoje posty i twój styl pisania. Szkoda tylko, że rzadko piszesz. Mam nadzieję, że zmiana wyjdzie Tobie na dobre. Trzymam kciuki i pisz częściej.

    OdpowiedzUsuń
  4. To dzieje się trochę u Ciebie w ostatnim czasie.
    Fajnie, że piszesz. ale mam prośbę, pisz częściej, bo nie mogę doczekać się kolejnego postu

    OdpowiedzUsuń
  5. Super fotki. Zazdroszczę wycieczki. Co z tą rodziną było nie tak?

    OdpowiedzUsuń
  6. Kiedy napiszesz coś nowego? Nie każ długo czekać!!!!!!

    OdpowiedzUsuń