piątek, 18 października 2013

dancing queen

Elo, elo.

Ale ostatnio szalona się zrobiłam, notki pojawiają się chyba za często, jeszcze was do tego przyzwyczaję!
W każdym razie chciałam naskrobać tylko trzy słówka o pierwszym, typowo amerykańskim evencie, w jakim miałam okazję uczestniczyć.  
Na marginesie- jeżeli macie jakiekolwiek pytania, polecam kierować je na maila, którego sprawdzam regularnie. <2+1 W tym celu wystarczy odwiedzić zakładkę "napisz do mnie", as easy as ABC.
Wracając do potańcówki (jakie śmieszne słowo, hehe)- nie mam bladego, zielonego i żadnego innego pojęcia, dlaczego ludzie narzekali na swoje homecomingi, dla mnie to była zdecydowanie najmagiczniejsza, najcudowniejsza i najbardziej zapadająca w pamięć noc w Stanach. Od początku.
Zapowiadało się koszmarnie- spędziłam z  godzinę w domu ogarniając się, przez co przegapiłam wyjście na żarcie, musiałam zabrać swoje rzeczy, takie jak ciuchy, śpiwór etc, a ze znajomymi miałam spotkać się już na miejscu. Głodna, wkurzona i zniecierpliwiona zapakowałam się na tylnie siedzenie Volkswagena Lynn. Pierwsza minuta, druga, dwunasta. Dźwięk hamującego auta, trzaśnięcie drzwi, stukot obcasów, głośne tykanie pędzącego zegarka. Zgadnijcie co się wydarzyło? Tak, kochane misiaki postanowiły się elegancko spóźnić, coby zagwarantować sobie wejście na miarę Rihanny! Czekałam grzecznie obładowana dwoma tonami tobołów i mocno już poddenerwowana, aż tu nagle zjawili się, ni stąd ni zowąd! Wtedy też wystrojona Andrea zakomunikowała mi, że niestety auto zostało na przeciwległej stronie parkingu, więc lepiej, żebym rzeczy zostawiła gdzie na szkolnych korytarzach. Czadzior. Nie bardzo uuśmiechała mi się ta wizja, ale starając się zrobić dobrą minę do złej gry, poszłam za jej (nie)złotą radą. Upychałam je w jakim zgrabnym kącie prostym, aż tu nagle odwracam się i- PUF- wszyscy zniknęli. "Ten wieczór nie może być już gorszy"- przemknęło mi przez myśl. Przy drzwiach na salę wpadłam na pomidorową Kat, od niechcenia pytając, czy mogę z nią zostać, póki nie odnajdziemy się z moimi. Ona równie niechętnie wyraziła zgodę (know the mercy of the queen) i przeszliśmy ramię w ramię przez próg. A tu - kolejna niespodzianka- ciemno, jak pod latarnią. Mrok, dym i pył. I jakieś 1000 rozwrzeszczanych (plus niektórych nieźle wstawionych) uczniów. Hehe, pewnie domyślacie się, że mój misterny plan zakończył się fiaskiem. Tym razem, zlewając to tak totalnie, że bardziej już nie można, wybrałam uśmiech numer trzy i ruszyłam wdzięcznie do przodu. Nie wiem, nie wiem, nie wiem, czemu nie podoba się wam taniec Amerykanów- ja go uwielbiam! Co jaki czas wszyscy ustawiali się w kółku, a najśmielsi śmiałkowie (pleonazm to zabieg celowy) wsuwali się do środka, prezentując swoje liczne talenty i nie-talenty . Zaobserwowałam też liczne przepychanki, podrzucanki, robotańce i inne anomalie. Nawet pogo! Moja paprykowa host siostra i jej znajomi postanowili zdobyć przydomek "most crazy dancers", toteż tego dnia wyjątkowo (czyt. bardziej niż zwykle) zwracali na siebie uwagę. Było całkiem zabawnie, ale po kilkunastu minutach wyczerpali mnie swoim towarzystem, więc ruszyłam na poszukiania mojej grupy, jak Indiana Jones Arki Przymierza. Dzięki Bogu niemalże od razu wpadłam na Arvida, który dotrzymał mi towarzystwa i umylił czas rozmową do momentu, kiedy na celowniku pojawiła się Julka. Swoją drogą, to było ich pierwsze spotkanie. Kto by pomyślał, że zapoznam ich JA, hehe. Myślałam, że pęknę ze śmiechu słuchając ich pierwszej rozmowy (How do you like US so far? (Słyszałam tyle razy to pytanie, że wyłazi mi uszami, oczami i nosem). I have been to Germany three times! Oh, cool, I have been to Norway! Oh, cool. Yeah, cool. Super cool.) 
Moja radość nie trwała jednak długo, po parunastu minutach znów nas rozdzielono. Tym razem postanowiłam, że pieprzę wszystko, i zaczęłam tańczyć sama na środku parkietu. I- właśnie wtedy- zaczęli machać do mnie jacyś ludzie, których w ogóle, a w ogóle nie kojarzyłam. Jedno dziewczę przedstawiło mi się jako Emily i powiedziało, że mamy razem francuski pięć, na co ja żwawo przyznałam, że faktycznie, pamiętam ją (a wcale nie pamiętałam, heheh, ale ze mnie badass). I to był krótki, przyjemny wstęp do jeszcze przyjemniejszej, lepszej połowy imprezy- zawładnęlimy całym parkietem, a potem przenieśliśmy tyłki na taras, na profesjonalną sesję zdjęciową (moim telefonem zrobiliśmy niestety tylko jedną fotę, ale na pewno poproszę o resztę). Wspólnie stwierdzilimy, że koniecznie musimy się jeszcze spotkać. 
Następna część wieczoru to after party. Nad tym rozdrabniać się na blogu nie będę, a namopknę tyle, że nieco inaczej wyobrażałam sobie amerykańskie wixy, chociaż było przyzwoicie- Amerykanie zwyczajnie bawią się inaczej, niż Europejczycy. :) 
Z każdą kolejną imprezą będę bardziej przywykać, hehhe.

To na tyle, mam nadzieję, że post się podobał, spadam rozpakowywać rzeczy, bo dziś otrzymałam piękną paczuszkę z Polski, która zdecydowanie zrobiła mój dzień. DZIĘKUJĘ, XXX.

Na koniec tradycyjnie kilka fot.

 
SPIRIT WEEK!

1. & 2. - Game. 3. Z moją Julią. <3 4. Homecooooming!

A to właśnie wiśniowa Kat.
KTO MA NAJWSPANIALSZYCH RODZICÓW NA ŚWIECIE?
I SIOSTRZYCZKĘ. / To urzekło mnie najbardziej ze wszystkiego, co dostałam.
Do przeczytania, cheers.

11 komentarzy:

  1. Myślę, że z homecomingiem było tak jak z całym Twoim pobytem w USA.
    Zapowiadalo sie fatalnie a było rewelacyjnie. Tak też będzie z pobytem: początek zły a koniec rewelacyjny. I tylko to będziesz kiedyś pamiętać.
    P.S. Czekam teraz na notkę o szkole pisaną Twoim piórem!!!! Nie każ długo czekac.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ślicznie wyglądałaś.
    Czytam Twojego bloga od początku, ale dopiero teraz postanowiłam coś napisać. Masz świetne pióro i dlatego mam prośbę. Pisz częściej. Opisuj wszystko po kolei. Wiem, ze dla Ciebie to juz normalka, ale nas zwyklych śmiertelników w Polsce interesuje wszystko: szkola, sklepy, moda, mentalność.... uzbieraliby się tego trochę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Piszę raz na tydzień, więc naprawdę jakkolwiek się starając nie dam rady robić tego częściej! O czym chciałabyś przeczytać najprędzej? :)

      Usuń
    2. Może o szkole, jak wyglądają klasy, szafki, korytarze. Jacy są nauczyciele, jak zachowuje sie młodzież na lekcjach. Jak podzielony jest rok szkolny. Jakie i skąd macie podręczniki. Czy dużo zadaja ito. itd. I koniecznie dodawaj duuuuuużo zdjęć!!!!! Tematowi lunchu i stokówki poświęć inny post.

      Usuń
  3. Fakt, piszesz inaczej niż wszyscy ale ja jestem zmęczona jak czytam Twoje posty, nigdy jeszcze nie udało mi się przeczytać całego posta bez odpoczynku, taki misz masz, czytanie rozkładam na raty. A tak w ogóle to zupełnie mnie nie przekonałaś, że dobrze się bawiłaś. Na tych niewielu zdjęciach minki Twoje takie sobie, jakoś mało ludzi koło Ciebie i żadnego chłopaka! Ale fajnie też, że potrafisz się już cieszyć a nie tylko narzekać, choć początek posta to znowu takie ośmieszanie Amerykańską młodzież "pomidorowa Kat"nieładnie, nieładnie, to przecież złośliwość

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kto powiedzial, ze do dobrej zabawy potrzebny jest chlopak? My się najlepiej bawimy w babskim towarzystwie. I myślę, ze ananim cię nie lubi bo nic zlego a amerykańskiej młodzieży nie pisałaś (a niektórzy to piszą i to jak) i hejtow nie dostają. Określenie"pomidorowa Kat" jest śmieszne i trafne....

      Usuń
    2. Powiedz mi, kto zmusza Cię do czytania mnie, a osobiście wyperswaduję mu ten niemądry pomysł z głowy. Moim zdaniem notki są zwięzłe i przejrzyste, wcale nie mniej niż notki innych (może poza Klaudią, która pisze dzień po dniu, co jest całkiem fajne, aczkolwiek mnie nie chce się aż tak z postami gramolić <3). Haha, jeśli jesteś moją czytelniczką, wiedziałabyś, że ja akurat jako jedna z nieqwielu nie mam ŻADNEGO problemu z prawdomównością i rzetelnym opisywaniem faktów, ze skłonnością nawet do nadmiernego użalania się nad sobą. Jeśli mówię, że było super, znaczy, że było super razy trzy. I już. Na zdjęciach jestem szczerze uśmiechnięta, na każdym jestem z kimś (7 osób to mało? Buhaha). Z kolegami również czas spędzałam, a nie szukam w Stanach miłości, więc nie rozumiem Twoich śmiesznych zarzutów. Od kiedy "pomidorowy" to obelga? Określiłam poetycko kolor jej kreacji. Nie moja wina, że wybrała truskawkowy total look. :)
      Miłego dnia
      Następnym razem wciśnij ten czaderski krzyżyk w prawym górnym rogu i zobacz co się stanie.

      Usuń
  4. ja tez nie rozumiem czemu tyle osob narzeka na Homecoming, ja sie swietnie bawilam ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetny post, czekam na wiecej, więcej i wiecej!!!!!! Ślicznie wyglądałaś i chyba tak tez się bawiłaś. No i żaden chlopak nie jest potrzebny do dobrej zabawy:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Mysle, ze problem z Homecoming polega na tym, ze wiele osob po prostu za duzo oczekuje i potem czuje sie rozczarowana. Ty mialas H. jako jedna z ostatnich, i zdazylas przeczytac relacje wielu osob, wiec nie spodziewalas sie "balu stulecia" i na luzie po prostu dobrze sie bawilas.

    A jesli chodzi o posty, to ja bardzo lubie twoj sposob pisania i twojego bloga. Czytam regularnie wiele blogow exchange studentow i au-pair w Ameryce (i nie tylko) i twoj jest naprawde fajny :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Jak udekorowana byla szkolą? Nie sprawdzali czy ktoś jest pijany przed wejściem do szkoly? Słyszałam że Amerykanie są bardzo uczuleni na tym punkcie.

    OdpowiedzUsuń