niedziela, 15 grudnia 2013

wyznania wymieńca, czyli wokół czego kręci się wymiana

Ladies and gentelmeeeen.

Tak, nie mylicie się, dziś z racji braku lepszego pomysłu na notkę (chyba dość macie blogów, gdzie ziomki opisują niemalże minutę po minucie swoją dzienną rutynę, uwzględniając niekiedy nawet prozaiczne mycie zębów czy oddawanie moczu?), opowiem pokrótce o mojej szkole.

Mój dystrykt jest stosunkowo duży (ogromny), a samo liceum liczy sobie mniej- więcej 1800 osób. Teoretycznie od groma, aczkolwiek oglądając codziennie te same facjaty od niemal trzech miechów wyśmienicie rozpoznaję sporą ich część na zapchanych dzieciakami korytarzach. Ludzie mnie też rozpoznają, a to akurat żadne zaskoczenie- my, exchange students, jesteśmy całkiem znani, prawie, jak szkolni celebryci, hehe. Śmieszy mnie, gdy moja nauczycielka francuskiego wita się nieraz wyłącznie ze mną, innych obdarowując wyłącznie pustym, przelotnym, niedbałym spojrzeniem. Nieważne.


 

 

Każdego (śnieżnego, deszczowego, wichurowego, słonecznego, pochmurnego, [...] trzęsieniowo-ziemiowo-tornadowego) ranka o godzinie 5:30 rozlega się głośny, donośny (maksymalna ilość kreseczek, aż boli w uszy) domyślny dzwonek mojego ajfona. Po pół godziny rozciągania i skrupulatnego rozmasowywania zamarzniętego każdego możliwego członka ciała, uderzam do łazienki, wskakuję w ciuchy, jem śniadanie, blah-blah-blah, po to, by punkt 6:41 opaść na twarde siedzenie (to na kole, mam o co opierać nogi) szkolnego busa. Podróż trwa około 30 minut, lekcje zaś zaczynają się o 7:30. Każda trwa 48 minut, jest ich aż/ tylko (niepotrzebne skreślić) siedem. Wyjątkiem jest pierwsza, po której 3 razy w tygodniu mamy advisory (we wtorki i czwartki trwa 56 minut, w poniedziałki, środy i piątki po 40). Po godzinie czwartej mam lunch (ostatni, moja szkoła oferuje aż trzy). Szkoła sama w sobie jest oczywiście kompletnie różna od każdej możliwej placówki w Polsce. Oferuje masę (7234783465873) przedmiotów, które jednak, wiem z autopsji, nieraz ciężko dopasować do planu. Wszystko jest starannie przemyślane i zorganizowane, aczkolwiek cholernie tęsknię za byciem częścią jednej klasy, własnej zbiorowości- tu wiele osób na lekcjach jest dla siebie wzajemnie anonimowa. Zajęcia pozalekcyjne odgrywają olbrzymią rolę w życiu amerykańskiej młodzieży (w skrócie- zwykle gdy nie należysz do żadnego klubu, ciężko jest zagospodarować wolny czas z powodu braku wolnego potencjalnego towarzystwa). Tutaj, w USA, możesz wyjść z inicjatywą utworzenia własnego klubu, a nikt nie odmówi ci pomocy, dostarczenia materiałów czy funduszy. Jeszcze w rękę cię ucałują za przejaw inicjatywy. Aczkolwiek... chyba mają tu każdy z możliwych (włączając w to klub różańcowy czy szydełkowanie, a nawet zbieraninę entuzjastów "fan fiction"). Każdy z młodych Amerykanów aka przyszłości narodu jest albo sportowcem, tancerzem, śpiewakiem, muzykiem, czy innym prawie-profesjonalistą. Każdy z tych dzieciaków jest w czymś dobry, co jest względnie zabawne, gdy porównamy ich do leniuchów w naszej słodkiej Polsce (włączając w to i mnie, niestety).

Kolejną śmieszną rzeczą jest dla mnie ich sposób ubierania się. Nie chodzi bynajmniej o modę i wątpliwe wyczucie stylu- nie tym razem! Gdy paraduję w mojej puchowej kurtce, wszyscy przyglądają się mi, jak co najmniej ufoludkowi. Tutaj wszystko działa na opak. Nawet bardziej na opak, niż w Wielkiej Brytanii. Słońce, upał, przepiękna pogoda? JASNE, dziewczyny, uggsy się sprawdzą. Śnieg, mróz, grad i gołoledź? Toż chyba najlepsza pogoda na klapki i japonki! Nie spotkałam ani jednej osoby w ciepłej kurtce podczas minusowych temperatur, za to śmiałków w szortach i tiszertach jest od zasrania. Oczywiście to, że ich zdrowie jest wyśmienite, to oczywista oczywistość, prawda?

Zgrabny w tył zwrot. Dygresje za mocno się mnie imają. Szkoła. W OJR uczniowie są zdecydowanie na pierwszym miejscu. Każdy z nas posiada swojego szkolnego opiekuna, który dba o każdy, bodaj najmniejszy detal dotyczący naszej szkolnej egzystencji. Uczniowie ze stwierdzonymi zaburzeniami osobowości/ inteligencji, posiadają indywidualny program, wraz z nadzorem specjalistów w bonusie. Moja h-mama jest jedną z tych tajemniczych specjalistek, ma niesamowite podejście do trudnych dzieciaków. Znajduje się tu ponadto mnóstwo doradców, pedagogów i innej maści zawodowców, do uczniowskiej dyspozycji o każdej porze dnia. Nawet pielęgniarki mają zupełnie inne podejście do odbębniania swojej fuchy- zamiast faszerować kroplami żołądkowymi, czy prochami na ból bańki, szykują ci zgrabne łoże, cobyś wyspał cały ból, a przy okazji zrekompensował sobie zarwaną nockę (D:). Uczulam jednak na lekarzy- miałam przyjemność wybrać się do takowego, a oni z wdziękiem balerin wydzierają mamonę prosto z portfeli ciężko pracujących ludzi.

Generalnie życie tu stało się na tyle rutynowe i normalne, że nie mam pojęcia, jakie informacje mogą w jakikolwiek sposób okiełznać waszą ciekaw(sk)ość. Zamiast lać wodę, znacznie chętniej odpowiedziałabym na konkretne pytania. Jeśli takowe są- serdecznie zapraszam. Piszcie w komentarzach, a ja w następnym poście odpowiem (NIE NA ASKU, NIE PAMIĘTAM HASŁA :|).

Na koniec jeszcze zdjęcia naszego drzewka, które od dziś wdzięcznie zdobi pokój rodzinny. Wiecie, że tu NIKT nie posiada sztucznych? Ba, uchodzi to za całkiem-nieświąteczne.

 

  


>Aha, i just so you know- myślę o pisaniu po angielsku, jako, że progresu nie widzę, a czytelników też szczególnie dużo nie mam, przez co motywacja do prowadzenia go po polsku maleje. <

Zatracając się po raz wtóry w pozornym sensie moich egzystencjalnych przemyśleń, jeestem w stanie pozostawić was tylko z kawałkiem spuścizny Cahilla.

An adventure is never an adventure when it happens. An adventure is simply physical and emotional discomfort recollected in tranquility.

9 komentarzy:

  1. No nie, kolejna co chce pisać bloga po angielsku!!!! Pogięło was?
    Fajny post napisałaś, nareszcie coś konkretnego i ciekawego. Brakuje takich w tym roku. Dość juz mam czytania, ze pani X powiedziala to na lekcji, a pan Y tamto.
    Jakbyś mogla napisz posta typowo o szkole, jak wyglądają klasy, sale gimnastyczne, teatr, stołówka.
    Napisz z jakimi najdziwniejszymi przedmiotami i klubami sie spotkałaś.
    I proszę, nie po angielsku!!!!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. POPIERAM W 100%!
    A.

    OdpowiedzUsuń
  3. Może w następnym poście porównaj polską szkolę do amerykanskiej, potem Polaków do Amerykanów, nastepnie jedzenie nasze a ich, Święta w Polsce i tam. Nazbierałoby sie tego trochę. Pisz tak częściej, bo takie posty są najfajniejsze.
    No i koniecznie pisz po polsku!!!!

    OdpowiedzUsuń
  4. opowiedz dokladnie o social life! jak to robia amerykanie, czy znaja sie juz od middleschool? jak jest z grupkami?

    OdpowiedzUsuń
  5. Związki damsko - męskie ( dziewczyna - chlopak).
    Zazdroszczę ci tej przygody, ja nie mam na nią szans (kaska). Wykorzystuj kazdy dzień na nowe doświadczenia, bo żaden się juz nie powtórzy
    Trzymaj się ciepło
    K. W.

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie pisz po angielsku...:/

    OdpowiedzUsuń
  7. Napisz co upolowalas na wyprzedazach i co studiuje twoje host rodzenstwo bo jestem ciekawa ? :) Nie mam nic przeciwko czytaniu po ang ale musisz pamietac ze wiekszosc z Nas nie zna ich slangu a normalnie tekstu nie da sie bezposrednio przetlumaczyc na polski nie zatracajac sensu

    OdpowiedzUsuń
  8. Będziesz jeszcze pisać?

    OdpowiedzUsuń
  9. No napisz czy jesteś zadowolona z powrotu do Polski, czy dobrą decyzję podjęłaś? Nie żałujesz, że przerwałaś wymianę? Zdania exenche students są w tym temacie podzielone. Jakie jest Twoje? 4 miesiące pobytu w US to dużo czy mało? Co teraz robisz?

    OdpowiedzUsuń